Czujecie już magię świąt? A może presję z nimi związaną? Może nie z samym okresem świąt i tym co upamiętniają, a bardziej – mówiąc wprost – z wyzwaniami ekonomicznymi?
Przed nami Boże Narodzenie. A przed nim maraton mikołajowo-prezentowy. Mikołaj wielokrotnie odwiedzi dużych i małych w szkołach i przedszkolach. 6 grudnia będzie przeciskał się przez komin lub szyb wentylacyjny i spotka ciocie i wujków na ulicach, przekazując im misję dostarczenia prezentu do wyjątkowo grzecznego dziecka. Tych okazji wykreowanych marketingowo zdaje się przybywać. Bo jeszcze prezenty na gwiazdkę, pod choinkę, od Aniołka i zwyczajnie od dziadków, bo to święta…
Nikt z nas nie ma już chyba wątpliwości, że przeciętny marketingowiec marzy o świętach bardziej niż każdy z nas. Narracja wynikająca z otaczających nas mediów w sumie jest jedna: święta = prezenty. Na przekaz tych informacji współczesny marketing ma naprawdę dużo czasu. Trudno przeoczyć fakt, że startuje on już w listopadzie. Mając świadomą ocenę tego procesu wielkim rodzicielskim wyzwaniem jest chronienie przed nim dzieci, które stały się celem marketingowców. Powstała już nawet osobna specjalizacja: kindermarketing! Dzieci zdecydowanie są dziś na ich celowniku.
Trudno walczyć z tymi działaniami, bo to realia świata jaki wykreowaliśmy. Większość z nas u progu grudnia, spoglądając na listę zakupów, nie tylko staje przed wyzwaniem ekonomicznym i logistycznym, ale też często zastanawia się jak dokonać najtrafniejszego wyboru. I na dodatek odpowiedzialnego w kontekście troski o planetę i nasze środowisko.
Prawda jest taka, że zatrważająca ilość upominków, zabawek i innego rodzaju nietrafionych prezentów bardzo szybko trafia na śmietnik, zasilając rosnąca górę śmieci. Dalsze losy tych odpadków znamy.
Co zatem możemy zrobić, aby z jednej strony sprostać oczekiwaniom dzieci, a z drugiej strony podejść do tematu z rozsądkiem i odpowiedzialnością?
Rysują się nam trzy ogólne scenariusze.
A zatem po pierwsze: tłumaczymy i staramy się apetyty na zabawki i podarki poskromić.
To trudne. Nawet najtrafniejszy dobór argumentów przegrywa z emocjonalnymi przekazami reklam. A kiedy dzieci stają się większe wcale nie jest łatwiej. Z jednej strony mamy już pewien zasób doświadczeń i wiedzy do których można się odwoływać, ale pojawia się presja równieśnicza, klasowe porównania i zwyczajny strach przed narażeniem dziecka na ostracyzm społeczny. Warto jednak rozmawiać i pokazywać prawdziwą wartość przeżywania świąt. Jeśli nie będziemy podejmować tych działań to nasze dzieci całą wiedzę na temat obrządków świątecznych czerpać będą z mediów. Nikt nas w tych edukacyjno-rozwojowych zadaniach nie wyręczy.
Drugi wariant – strategia zakładająca ograniczenie „strat”. Prezenty nabywamy, jednak skupiamy się na pozycjach, które bawiąc uczą. Jest wiele propozycji w zakresie „mądrych” prezentów dla dzieci. Zazwyczaj na takich listach pojawiają się gry, które angażują umysł i ciało, zabawy i wyzwania kreatywne, zabawki interaktywne i wiele innych. Rzeczywiście te zabawki są przez wiele dzieci lubiane. Część jednak zakłada, że do zabawy potrzebna jest interakcja, warto więc mieć świadomość, że aby wykorzystać ich potencjał dodatkowo trzeba zaangażować czas innego członka rodziny. A tu, bądźmy szczerzy, często pojawiają się ograniczenia. Elementem tej strategii jest również zwracanie bacznej uwagi na to z jakich materiałów wykonane są zabawki oraz czy firma działa w oparciu o etyczne procesy. Wybieramy małych lokalnych dostawców oraz stosujemy wyostrzone kryterium dotyczące designu i estetyki wykonania. Tu z kolei często barierą może być cena takiego niemasowego wyrobu oraz właśnie jego unikatowość, która z perspektywy dziecka oczekującego kolorów i wzorów z reklam telewizyjnych naszego wyboru nie doceni.
Powyższe strategie mogą być jednak świetnym elementem wprowadzającym do trzeciego wariantu działania, który serdecznie rekomendujemy.
Jednym z aspektów oceny tego czy prezent był trafiony jest jego długotrwała żywotność i przywiązanie do niego naszego małego użytkownika. I tu podpowiadamy pomysł oparty właśnie na… badaniach marketingowych. Słyszeliście o „efekcie IKEA”? Skojarzenie ze skandynawską marką jest prawidłowe, choć nie będziemy tu reklamować jej wyrobów. Jak jednak wiecie firma znana jest ze sprzedaży mebli do samodzielnego montażu.
Efekt IKEA to zjawisko polegające na tym, że ludzie przypisują wyższą wartość przedmiotom, które sami stworzyli lub zmontowali. Oceniają je lepiej niż identyczne przedmioty gotowe. Efekt ten nie ogranicza się do mebli i występuje przy tworzeniu innych produktów lub usług. Co zatem podpowiadamy, jak sprawić prezent, który zagości w przestrzeni naszej pociechy na dłużej? Skupcie się na poszukaniu takiej zabawki lub innej niespodzianki, w której opracowanie, złożenie lub zainstalowanie obdarowany się zaangażuje. To zwiąże nasze dziecko z prezentem, da mu też dużo pozytywnych emocji związanych z osobistym zaangażowaniem wykonanie, pozwoli oderwać się od mediów, popracować w skupieniu i stać się kreatorem. Wniesie też przestrzeń do naszego szczerego podziwu dla efektu jego pracy. Same plusy!
Zatem do dzieła! Pora na trafione wybory.